Nie muszę wiedzieć

Cierpię na rodzaj nadmiernej czujności, którą nazywam hiperczujnością. Jest we mnie coś, co chciałoby określić i uchwycić każdy przedmiot, każdą osobę, każdy kąt i powierzchnię w moim otoczeniu. Moje uszy są ciągle nastroszone, a oczy jak gdyby chciały przeszyć na wylot wszystko wokół mnie. W jakimś momencie, dawno temu, ta hiperczujność stała się narzędziem mojej żądzy. W “nietrzeźwości” zawsze rozglądałem się i nasłuchiwałem za wyzwalaczami: ludźmi i obrazami, od których mogłem dostać dawkę haju. Nazywam to jednym z nawyków nietrzeźwości.

Wraz z darem trzeźwości chciałem zostawić to wszystko za sobą. Chciałem kontrolować moje oczy i uszy. Wiedziałem, że podpicia żądzy szkodziły mi nie tylko w danym momencie, ale że wracały później dręczyć mnie w ciągu dnia, w następnym tygodniu lub i miesiąc później. A jednak, im bardziej próbowałem używać siły woli, tym silniejsze było pragnienie, aby się obrócić – lub spojrzeć po raz drugi.

W pewnym momencie zdrowienia dotarło do mnie, że ta przesadzona czujność była czymś więcej niż zwykłą skłonnością. Raczej odczuwałem ją jako potrzebę, kompulsję. Pytałem siebie: “Czy naprawdę potrzebuje wiedzieć wszystko o tym, co dzieje się wokół mnie?” Odpowiedź brzmiała – Nie! Nie potrzebuję znać każdego szczegółu dotyczącego wszystkiego wokół mnie. Nie muszę wiedzieć! Mówienie sobie tego przypomina mi, że to moje pragnienie, by szturchać i tykać otoczenie za pomocą moich zmysłów nie jest nakazem. Jest wiele rzeczy, które chciałbym wiedzieć, ale nie muszę wiedzieć.

Pewnego razu sponsor powiedział mi, że nie mogę tak po prostu podjąć decyzji, aby nie zachowywać się kompulsywnie. Oczywiście ma rację. Ale nawyk jest potężną siłą i mogę ją użyć na swoją korzyść. Mogę mieć złe nawyki lub dobre nawyki, nawyki nietrzeźwości lub nawyki trzeźwości. Kiedy praktykuję nawyki nietrzeźwości, otwieram się na żądzę. Kiedy praktykuję nawyki trzeźwości, otwieram się na Bożą łaskę. Więc obecnie mam nawyk mówienia sobie “Nie muszę wiedzieć”. To stało się dla mnie mantrą.

Gdy wychodzę z domu, wypowiadam swoją mantrę. Jadąc ulicą, zauważam kogoś na chodniku za kolejną przecznicą. Jakiej jest płci? W jakim wieku? Nie muszę wiedzieć. Gdy to sobie powiem, odkrywam, że nie mam już przymusu, aby śledzić tę osobę oczami. Na światłach – kto jest w tym samochodzie stojącym obok mojego? Nie muszę zerkać, aby się przekonać. Nie muszę wiedzieć.

W supermarkecie – gdy noszę żądzę w mojej głowie, czuję się, jakbym wyzierał w stronę małego świata zamieszkałego przez obcych, z których każdy może stać się przedmiotem żądzy. Gdy nawiązuję kontakt wzrokowy, często widzę głód. Gdy pracuję nad swoją mantrą, to przypomina mi, że nie muszę znać duchowego stanu tych ludzi. To jest zadanie Boga. Moje zadanie to znaleźć niewoskowaną nić dentystyczną.

Ta osoba przy stoisku z puszkowanymi warzywami – czy ubranie jej pasuje? Nie muszę wiedzieć. Dźwięk rozmów i śmiechu w kolejnej alejce – czy to mężczyźni, kobiety, nastolatki? Nie muszę wiedzieć. Czasami zobaczę kogoś i odwracam się, mówiąc do siebie “Nie muszę wiedzieć”, i doświadczam rezygnacji i powierzenia impulsu żądzy. Ale to musi być nawykiem. Nawet, gdy nie jestem w niebezpiecznym dla mnie otoczeniu, nieraz powtarzam swoją mantrę. To taka łagodna dyscyplina dla mnie. Uspokaja mnie.

Czy odcinam się od piękna i bogatej różnorodności Bożego stworzenia? Nie wydaje mi się. Wydaje mi się, że jestem bardziej pogodzony z Bożym światem i Bożymi ludźmi. Jestem bardziej świadomy siebie samego – gdzie jestem, jakie są moje uczucia. Jestem bardziej zdolny do reagowania na rzeczy w teraźniejszości. Wydaje mi się, że jestem w stanie odnosić się do innych ludzi bardziej spokojnie i bardziej bezpośrednio.

Sformułowanie mojej mantry nie jest eleganckie, ale właśnie tak zrodziło się w mojej głowie: Nie muszę wiedzieć. Gramatycznie jest przeczeniem, ale odbieram je pozytywnie i duchowo. Myślę o nim tak, jak myślę o zasadzie anonimowości, w której chodzi (oprócz innych rzeczy) o odpuszczanie tożsamości i ego. W mojej mantrze chodzi o odpuszczanie roszczenia do kontrolowania świata wokół mnie. Dla mnie to modlitwa Trzeciego Kroku, sposób na powierzanie się. To przypomnienie, że Bóg jest w stanie poradzić sobie z tym, co dzieje się we wszechświecie… lub po drugiej stronie ulicy.

– Art B., Macon, Georgia

Przewiń na górę